Historia ta ma jednak ciąg dalszy...
Od dłuższego czasu (sadzę nawet, że prawdopodobnie od początku jak mam tego żółwia) miał kłopoty z oczami polegające na tym że od czasu do czasu pojawiał się mu w kącikach oczu bezbarwny wyciek w postaci babelków. Wyglądało to trochę jak woda utleniona, a z daleka wydawało się białe.
Problem ten pojawiał się zupełnie losowo, w różnych momentach i z różnym nasileniem, tak że nie byłam w stanie znaleźć żadnej prawidłowości i zlokalizować przyczyny. Jedyne co zauważyłam to to, że wyciek ten pojawiał się podczas aktywności żółwia - w czasie snu i zaraz po przebudzeniu oczy były zawsze czyste i suche, dopiero gdy żółw się wygrzał i zaczynał być aktywny pojawiał się wyciek.
Wiedząc o tym, że może być to powodowane różnymi czynnikami próbowałam zwiększać wilgotność, wymieniałam podłoże, starałam się aby jego dieta była złożona z urozmaiconej roślinności, od czasu do czasu podawałam też kilka plasterków marchewki, przemywałam oczy świetlkiem.... i nic. Żadnych zmian.
Byłam oczywiście u weterynarza ale też bez efektu. Usłyszałam że żółw zdrowy i wszytsko ok, jednak mi te oczy sie nie podobały...
W końcu zaczęłam sie radzić bradziej doświadczonych hodowców żółwi nie widzac innej możliwości ustalenia przyczyny i wyleczenia. Akurat byłam w trakcie poszukiwania kropli stosowanych w infekcjach oczu u żółwii, kiedy nagle obserwując codziennie rano żółwia zauważyłam, że wyciek jakby zanika. Postanowiłam zaczekać więc z tymi kroplami i właśnie wtedy któregoś dnia jak żółw był na wybiegu zauważyłam że wydalił kamień. Po tym wydarzeniu wyciek zniknął zupełnie. Minęło już 9 dni i oczy żółwia są cały czas suche, bez wycieków...
Chciałabym być bardzo ostrożna w wyciąganiu jakichkolwiek i być może przedwczesnych wniosków, ale w chwili obecnej wygląda na to, że prawdopodobnie właśnie ten kamień tkwił długo w narządach mojego żółwia i powodował wyciek z oczu, być może z uwagi na bolesne skurcze które towarzyszyły jego obecności w układzie pokarmowym żółwia.
Nadal go obserwuje i ciesze się że pozbył sie tego kamienia i przestał mam nadzieję cierpieć.
Żałuję jednak że nie wpadłam na to, aby zrobić żółwiowi prześwietlenie (choć u mojego weta pewnie byłby z tym problem), może wówczas wiedząc o kamieniu mogłabym jakoś pomóc żółwiowi np. lewatywą.
Przypuszczam również że kamień został połknięty przez żółwia bardzo dawno temu, najprawdopodobniej zanim go znalazłam. Aż się boje pomyśleć o tym co musiał przejść ten biedny, zaniedbany żółwik, na co jeszcze cierpi i kiedy w ogóle "wyjdzie na prostą"...
Jak na razie krzywica (można tylko zatrzymać jej postęp), nieprawidłowy chód i ciąganie pancerza po ziemii (jest już znacznie lepiej) i niedawno również ten połknięty kamień... oby nie było już nic wiecej