Kochani
Tusiek zdechł
Nie wiem co się stało. Długo przygotowywałam go do zimowania, miał głodówkę i kapiele. Poszedł spać w sylwestra.
Nie chciałam go długo zimować, bo wydawało mi się, że podczas przygotowań schudł i zmarniał bardziej niż w zeszłym roku. Mimo to spał smacznie 2 miesiące, codziennie kontrolowałam jego stan. Został wybudzony w zeszłą niedzielę, po wybudzeniu został wykąpany w letniej wodzie, był bardzo żywy i miał bystre spojrzenie, nawet mja siostra ktora akurat przyjechała do mnie w odwiedziny była zdziwiona, że tyle nie jadł a ma tyle energii, w poniedziałek siedział sobie w terrarium, jeść dałam mu we wtorek, zjadł całą miseczkę marchewki i wypił dużo wody. W środe kupiłam mu jego ulubioną rucolę, ale nie chciał jej jeść, w czwartek też nie chciał jeść, w weekend zrobił się osowiały i mało się ruszał, w niedzielę zdawał się już zupełnie wiotki i przez ręce mi się dosłownie przelewał. Podczas kapieli zobaczyłam na plastronie przebarwienia, przerażeni, że to może być posocznica wzięlismy z mężem urlop żeby we wtorek jechać z nim do krakowa do weterynarza. Nie zdążyliśmy, Tusiek odszedł wczoraj wieczorem około 20 - 21. Mimo to, że nie pojechaliśmy do Krakowa zostaliśmy dzisiaj w domu, rano zakopaliśmy go w ogrodzie pod drzewem. Do końca wyglądał pięknie i dostojnie, cały czas miał otwarte oczka. W czerwcu skończyłby 6 lat. Tak krótko żył.
Czuję się jakby ktoś wyrwał mi serce