Znów mam parę zdjęć do pokazania.
Na początek Emilka, która wynalazła kolejny sposób na łapanie słońca, tym razem drzemie oparta skosem o pień drzewa. I nie jest zachwycona, że wlazłam do niej z aparatem i hałasuję migawką.
Dalej mała panorama z nowym gadżetem w tle, tym tunelem z kory. Emilka omija go szerokim łukiem, może kojarzy jej się z jakąś sylwetką drapieżnika?
Teraz Benedykt: znów po dniu drzemki raczył wynurzyć się na powierzchnię, pogrzał się na słońcu, potem położył się w swoim baseniku z wodą i zjadł wszystkie liście, jakie miał tam obok wyłożone. Potem wlazł do swojego domku na zasłużony odpoczynek, za to na kamieniach, gdzie były liście, zostawił wielką kupę... Czy to miało znaczyć, że mu nie smakowało?!
I wreszcie efekt mojego zaczajenia się z aparatem na Emilkę, która wybiera się przez przegrodę do Benedykta. Okazuje się, że ona wspaniale się wspina po siatce, którą zabezpieczony jest płotek. Potem kładzie łapkę na wierzchu przegrody i już niewiele brakuje, żeby się znalazła po drugiej stronie.
Tym razem jednak się nie udało, upadła na grzbiet i strasznie się denerwowała, że nie może się odwrócić. W końcu jej pomogłam. Ale czorcica nie rezygnuje, więc muszę zabezpieczyć rogi przegrody, żeby nie kombinowała.