Wstrzasajaca historia.
Jakos nie moge sobie wyobrazic, ze ktos porzucil zolwia w takim stanie. Wydaje mi sie bardziej prawdopodobnym, ze komus uciekl i zostal zaatakowany w lesie przez jakies miesozerne zwierze w stylu dzikiego szczura (te "potwory" na prawde potrafia odgryzc zolwiowi lape z koscia), ryjowki, lasicy itp.
Ma olbrzymie szczescie, ze trafil do Ciebie i do specjalistow.
Trzymam bardzo mocno kciuki. Jest duzy i znajac zolwie powinien dac rade.
Pozdrawiam.
PS: gdyby byl potrzebny sponsoring dla dalszego leczenia Juliana to oczywiscie sie dolacze.