Witam wszystkich i proszę o pomoc!
Strasznie się cieszę, że znalazłam to forum, bo daje to nadzieje na polepszenie bytu moim żółwiom.
Nigdy nie planowałam hodowania żółwi ani nie posiadanie ich nie było moim marzeniem. Nie moja działka - do mnie trafiają czasem wyrzucone psy (mieszkam na dużym osiedlu mieszkaniowym z parkiem, gdzie bardzo wygodnie jest wyrzucić niechciany prezent lub wakacyjny balast

sama mam już trzy psy) i pomagam w znalezieniu im domu. Jednak głównie zajmuję się jeżami, chorymi, poturbowanymi, poparzonymi lub za małymi by samodzielnie mogły przezimować. Z jeżami sprawa jest prosta, bo po leczeniu i odkarmieniu wypuszcza się je z powrotem na wolność.
10 lat temu trafiły do mnie 2 żółwie w nieciekawym stanie w tzw. "dobre ręce". Plan był prosty - wyleczyć i znaleźć nowy dom. Okazało się, że ani jedno ani drugie (zwłaszcza drugie) nie jest proste!
Żółwie są dwa i roboczo zostały nazwane Mietek i Władek - choć to ponoć samice - nie dam głowy zwłaszcza w przypadku Mietka. Z tego co udało mi się ustalić jestem ich 3-4 właścicielką. Żółwie pochodzą z nielegalnego przemytu i prawdopodobnie były złapane na wolności. Pierwsi właściciele kupili je ok 30 lat temu na placu "od ruskich". Oczywiście nie mają papierów.
No to po kolei:
Mietek - długość plastronu ok 20 cm. Skorupa w miarę dobrze wykształcona, trafił/a do mnie niedożywiony/a, z opuchniętymi oczami (awitaminoza?) ale generalnie jest to żółw energiczny, ze zdrowym apetytem i bardzo silny (kopie jak szalony). Z jego problemami szybko się uporałam.
Władek - długość plastronu ok 17 cm. OBRAZ NĘDZY I ROZPACZY. Skorupa płaska jak naleśnik, zapadnięta w środku. Jak do mnie trafiła była leciutka i ze skorupą tak miękką, że strach było żółwia brać do rąk - bałam się, że mi się połamie!!! Ale najgorzej było z tylnymi łapkami. Były niesamowicie powykręcane - krzywica - i całkowicie BEZWŁADNE. Zwierzak ledwo się poruszał ciągnąc te biedne łapki za sobą. Ponieważ były wcześniej trzymane na piasku (z piaskownicy!) plastron i skóra na łapkach były niemiłosiernie obtarte. Nawet myślałam, że lepiej będzie ją uśpić i skrócić cierpienia, ale że żółwiowi "miało się na życie" no zawalczyłam. Leczenie trwało ponad 6 lat! Niestety chyba nie można było szybciej wyleczyć ponad 20-letnich zaniedbań. Obecnie skorupa choć zdeformowana strasznie jest już twarda. Najwięcej zachodu było z łapkami. Regularne posiłki - teraz wiem, że niestety nie do końca dietę miały właściwą, ale nie od razu miałam niezbędne minimum wiedzy, salaty nigdy nie dawałam! - było lato więc "ziółka" i kwiaty mniszka, które gadziny uwielbiają. Miękkie podłoże, słoneczko - prowizoryczny wybieg na balkonie, lekarstwa i ...rehabilitacja, na której pomysł wpadłam sama. Doszłam do wniosku, że żółw lądowy raczej będzie starał się "uciekać" z wody. Napełniałam ciepłą wodą miskę i trzymając żółwinę na dłoni, zanurzałam jej tylne łapki. Pod wodą masowałam łapki. Na początku bez efektu - broniła się drapiąc mnie tylko przednimi łapkami - ale z czasem i tylne łapki drgnęły!!! A przyznam, że był moment gdy już całkowicie zwątpiłam i podejrzewałam ją o paraliż. Obecni łapki choć zdeformowane (kiedy je prostuje wywijają się powyżej skorupy - straszny widok!) i dość słabe, jednak są w miarę sprawne. Zwierzak nawet potrafi kroczyć unosząc skorupę! Niestety szybko się męczy i nie łazi na duże dystansy. Zawsze więc jak wstawiam miskę z jedzeniem Władka przystawiam do miski, żeby jej było łatwiej.
Ponieważ pobyt żółwi u mnie miał być tymczasowy mają do dyspozycji zdecydowanie za małe akwarium i prowizoryczny wybieg na balkonie. Jedyną radość mają jak co roku biorę je na miesiąc na wieś na wakacje, gdzie mają zrobioną zagrodę, taką gdzie nie tylko mogą sobie łazić i kopać ale też są bezpieczne, żeby nie miały do nich dostępu psy i inne zwierzaki. Moje stare psy zostały oduczone zacieśniania znajomości z żółwiami ale przyszły właściciel żółwi będzie tym milej widziany jeśli psów posiadać nie będzie. To nie jest dobre połączenie...
Jak już leczenie uznałam za zakończone jakieś 4 lata temu zaczęłam poszukiwać im domu (wcześniej też robiłam to nieśmiało, ale znaleźć kogoś, kto chce się bawić w leczenie i rehabilitację... no cóż...) i tu znowu zaczęły się problemy. Nie oddam żółwi na prezent gwiazdkowy lub komuniowy dla dziecka! Pies, kot potrafi się poskarżyć, obronić, uciec przed dzieckiem, Chomik, świnka ugryzą. Żółw jest bezbronny. Z resztą - te żółwie już wcześniej były prezentami dla dzieci i dlatego w takim stanie trafiły do mnie. Nie to, żeby poprzedni właściciele ich nie kochali - kochali, tylko że platonicznie. Studenci, którzy chcieli maskotkę, która by łaziła po pokoju w akademiku też odpadali w przedbiegach. Następna kategoria to kolekcjonerzy zwierząt z ambicjami do stworzenia mini zoo. "Bo my tak kochamy zwierzątka! Mamy już 2 psy, 6 kotów, rybki, koszatniczki, papugę, kanarka i króliczki" i tylko żółwia brak... ech...
Szukam osoby odpowiedzialnej z wiedzą i możliwościami finansowymi (to ważne, moje są mizerne), z wybiegiem (byłoby idealnie, bo na trawie cieszą się jak dzieci). Kogoś, kto stworzy im warunki dobre lub bardzo dobre - mierne w porywach do dostatecznych mają u mnie. Osoby, która zaadoptuje oba żółwie - były ze sobą razem od 30 lat - i zagwarantuje im dożywocie. Liczę w tym względzie na osoby, które są już seniorami na tym forum i mogą kogoś rekomendować ponieważ nie wystarczy mi, że ktoś po przeczytaniu wzruszającej historii Władka, zadeklaruje jej dozgonną miłość - tej ma u mnie na kopy.
Dziękuję wszystkim cierpliwym, którzy zadali sobie trud przeczytania tekstu do końca. Pozdrawiam i oczekuję z Mietkiem i Władkiem na pomoc.