Znalazłam już kilka relacji z Waszych wizyt w zoo. Ja byłam ostatnio w warszawskim zoo i bardzo długo siedziałam przed żółwiami, po raz pierwszy patrzyłam na nie, wiedząc o nich cokolwiek, o ich wymaganiach itd.
Ogólnie lubię nasze zoo. Należę z rodziną do klubu i wiem czym ono się dokładnie zajmuje, jak to wygląda od kuchni. Zawsze bronię jego imienia, bo mimo tego, co dużo ludzi sądzi (np. nie jestem na trzymaniem zwierząt w klatkach), to zoo ma szczytne cele. Oczywiście, dużo rzeczy pozostawia wiele do życzenia, co dostrzegam i patrzę krytycznie.
Ale wracając do żółwi. Wrzucę tylko kilka zdjęć. Część z nich ma piasek jako podłoże, a jedzonko wala się w tym piachu. Żółwie greckie- pokrzywione niektóre bardzo, jest jedna taka żółwica, która wg mnie jest w niezłym stanie jeśli chodzi o skorupę, zaraz ją zobaczycie.
To właśnie ona. Zaczynało się całkiem romantycznie robić, gdy przyszłam, widać tam za nią jednego takiego, ale ona chyba niezbyt była kolegą zainteresowana i mu zwiała po chwili, gdy tylko zaczął wspinać się na jej skorupkę.
Natomiast ten (lub ta
) jegomość zaimponował mi bardzo- był tak blisko, taki piękny, tak sobie siedział w strumyczku...Piękny, duży...
A ten żółwik latał jak szalony. Na zdjęciu nie widać, ale miał tak bardzo "pofalowaną" skorupkę, biedaczysko, ale przybiegł do szyby, głowę zadarł do góry i wtedy już wiedziałam- Mój Kapsel będzie taki sam jak urośnie- to właśnie taki charakterek.
Ale co on robił u tego wielkoluda?
Pozostałe greki były kilka odgrodzeń dalej, wyszukałam się jakiś dziur, przez które mógł się przecisnąć, no ale bez przesady!
Widać lubi mocne wrażenia...
Oczywiście żartuję, nie wiem, ale wydaje mi się, że nie powinny być razem...
Mimo mojego zamiłowania do warszawskiego zoo niestety... nie jestem zadowolona z warunków żółwi...Może kiedyś się to poprawi, teraz budują nową hipopotamiarnię...
No i co sądzicie?