Pierwszy artykuł fachowy i ciekawy, natomiast drugi...hmmm...mam trochę mieszane uczucia. Może problem nosicielstwa salmonelli i ryzyka zakażenia człowieka omawia dobrze, natomiast aspekt zwierząt jest zupełnie zdehumanizowany - artykuł nie zwraca uwagi na to, że zółw nie powinien chodzić po podłodze, czy być kąpany w zlewie, bo to nie jest dla niego dobre, tylko dlatego, że człowiek (w szczególności dziecko) się może zarazić salmonellą. Nie rozumiem też jak zakaz sprzedawania żółwi o wymiarach poniże 4 cali można uzalezniać li i jedynie od faktu, że ...dziecko go może włożyć sobie do buzi...( Przecież to nie gryzaczek...(
Lepiej bym tego nie ujęła.
A odnośnie zaleceń higienicznych ja też uważam, że w wypadku kontaktów ze zwierzętami powinno się stosować standardową higienę. Ja zawsze myje ręce po konatkcie z żółwiem czy jego akcesoriami. Zimuję go w osobnej, specjalnie do tego kupionej lodówce. A miejsce żółwia jest w terrarium albo na wybiegu ew. w pojemniku transportowym. Nie znam się oczywiście na mikrobiologii ani nie jestem lekarzem, ale gdzieś czytałam ciekawą publikację na temat tego, że dzieci wychowywane w sterylnych warunkach są potem alergikami, bo ich organizm nie nawykł do walki z patogenami, bo nigdy nie miał z nimi kontaktu za młodu. Nasz świat nie jest sterylny i nigdy nie będzie. Trzeba przestrzegać higieny ale skrajność w tym względzie też jest niedobra. Co mają powiedzieć rolnicy? W ogóle nie powinni mieć dzieci, czy jak?
Swego czasu podczas jednej z moich górskich wedrówek rozmawiałam z góralką, która mieszkała z dala od większych siedzib ludzkich w malym przysiółku na zboczu góry. Starsza, bardzo symaptyczna pani. Zaprosiła mnie do chaty na kubek świeżego mleka. Była to typowa podłużna chatka z drewnianych bali. Kiedy weszłam po prawej stronie korytarza ujrzałam kuchnię i dalej izbę sypialną a po lewej - pomieszczenie z koniem. Stał sobie tam i żuł siano. Przetarłam oczy ze zdumienia
Tak do dziś mieszkają ludzie, tak się mieszkało dawniej, bo łatwiejszy dostęp, bo łatwiej zwierzę w zimie ogrzać, łatwiej je upilnować, a zwierzę było cenne, żywiło całą rodzinę. To jest oczywiście też skrajny przykład i osobiście nie zamierzam tego naśladować, ale dobrze to obrazuje to jak dalekie od realiów są czasem poglądy naukowe. Inna sprawa, że pewnie nas wymuskanych mieszczuchów takie coś by chyba zabiło
Aczkolwiek wypiłam mleko, było pyszne, jakiego się w sklepach nie spotyka. I nic mi nie było i nie jest.
Ot taka dygresja...