Niestety z żółwiami jest ten problem, że nie krzyknie, nie piśnie a większość problemów zdrowotnych, czy zaniedbań hodowlanych nie jest widoczna gołym, niewprawnym okiem. To niestety mocno utrudnia przekonanie wielu właścicieli do zmiany warunków ... bo przecież tyle lat żyje z nami i ma się dobrze.
Zadanie nie jest łatwe, ale czasem się udaje spokojną, rzeczową rozmową
Kiedyś trafiła do mnie samica w bardzo złym stanie, właściwie nikt nie dawał jej żadnych szans. Samica żyje sobie dobrze, właściwie skorupę ma już twardą. Jej stan był okropny, ku zaskoczeniu szybko stanęła na nogi. I nawet wewnętrznie nie jest źle. W głowę zachodziłam jak to możliwe. Ok, skorupa jest mocno zapadnięta, jednak i tak wygląda nad wyraz dobrze. Najwidoczniej wcześniej musiała żyć w całkiem dobrych warunkach. Od tamtej pory gadzinka już nie chorowała.
Drugi, samiec, wygląda naprawdę dobrze, skorupka ładna i równa (no może małe przerosty). Oczy trochę opuchnięte, ale poza tym wszystko wygląda super, ma apetyt, jest ruchliwy. Niestety badania krwi wykazały niezłe spustoszenia wewnątrz. Ciągłe wizyty u lekarza i ciągłą niepewność co dalej, czy wszystko dobrze się skończy.
Takich przykładów znajdziesz całe mnóstwo. Może w ten sposób uda się przekonać właścicielkę. Opowiedzieć, zaproponować pomoc. Po prostu złapać trochę za serce.
Spokojem można zdziałać więcej jak siłą.
Powodzenia