Tak wrócili i cała sytuacja się zaczęła powtarzać. Kot zaraz po otwarciu drzwi pędził do mnie żeby się przywitać, potem leciał na dwór a za jakiś czas przychodził na spanko, głaski a i czasem jedzonko.
Wczoraj przyszedł rano o 6 tej tak głodny że mu na szybko musiałam z zamrażarki coś wyciągać i rozmrażać bo miauczeniom nie było końca. Akurat nie miałam nic pod ręką co by się dla kota nadawało więc mu odkroiłam świeżego surowego mięska z tłustymi kawałkami. Zjadł wszystko i był tak mega zadowolony że nie szło tego opisać
A potem spał dłuuugo i błogo zanim chciał wyjść.
A wieczorem wyszłam na balkon i zobaczyłam zagrodzony skrzynkami i szybką gzyms po którym kotek chodził od sąsiadów na mój balkon.
I tyle chyba jeśli chodzi o kotka, więcej nie przyjdzie, bo nie będzie mógł przez to przejść.
Zrobiło mi się jakoś przykro gdy to zobaczyłam. Taka niepisana wiadomość "odwal się od naszego kota". Chciałam tylko dobrze dla niego. Wpuszczałam go i wypuszczałam kiedy chciał. Trochę ich rozumiem bo to ich kot i chcą go mieć tylko dla siebie ale to czy taka ludzka zaborczość i zazdrość o uczucia zwierzaka jest uzasadnieniem dla odgradzania kota od miejsca w które z jakiegoś powodów chce chodzić - to chyba kwestia do dyskusji.
Jeszcze kolejna to to - dlaczego woli to miejsce - czy ma tutaj coś czego tam nie ma? Przecież musi mieć jakieś powody. Z tego co zrozumiałam byli nauczeni go wpuszczać i wypuszczać o określonych porach i kot niby też był do tego przyzwyczajony. Może miał dość tej tresury i tego że nie może jeść i spać kiedy chce...
No to żegnaj kotku...