Ulica Balicka jak w każdy wtorek odmienia losy zwierząt, dziś przyszła kolej na Primo...
Zamknięty w pudle z innymi żółwiami , nie widzi hali wypełnionej stoiskami zoologicznego biznesu , wszelkiego rodzaju karm , smyczy , kagańców , rybek , roślin itp.
Nie widzi też , swojego przyszłego właściciela , małego niepozornego mężczyzny spełniającego prośbę swojego syna...Wszędzie gdzie pytał do tej pory , żółwie kosztowały po 500-600zł, dziś ma nadzieję kupić taniej, obiecał ,że kupi, że na pewno...ale nie za tyle! Kolega podpowiedział mu,że przecież te wszystkie sklepy gdzieś muszą kupować te zwierzęta , a w Krakowie to najpewniej na Balickiej i tak się tu znalazł...czego się nie zrobi dla swoich dzieci...
*
Ciemno , ale już nie tak jak powinno być , wiem ,że to nie jest dobra ciemność , nigdy już nie będzie dobra... no i trzęsie, obijam się o inne żółwie , czasami któryś sapnie, ale żaden nie ma ochoty na rządzenie innymi, czekamy...każdego coś boli...teraz przestało trząść...,ale najgorsze są te ciągłe podnoszenia , nagle cały świat wiruje , daję łapy szeroko , ale to nie pomaga, bo ziemia daleko... i te Ich twarze, jakby oglądanie mnie od spodu sprawiało Im jakąś szczególną przyjemność , i tyle ich wokół, nigdy Ich tylu nie widziałem, wciąż się Ich boję i staram się chować do skorupy , ale zawsze przypomina mi się ta chwila kiedy schowałem się do środka i okazało się ,że nie mogę wyjść...łapa boli do dzisiaj...o znów coś chwyta mnie i unosi do góry, próbuję się schować, ale nagłe szczypnięcie w ogon , tak mnie zaskakuje ,że odruchowo wyciągam głowę do przodu ,a tu czeka mocny chwyt za głowę i uścisk jakiego jeszcze nigdy nie czułem.. jak to boli...może to koniec ...wiedziałem ,że może być tylko gorzej...ale , żeby zrywać ze mnie łuszczącą się skórę... przecież ona zawsze odpadała sama...i wreszcie na ziemi!, ucieczka! szybko ... ucieczka ...i znów Ich ręce i znów ciemność...kiedy to się skończy??? ...jestem sam...nie ma innych żółwi...
*
Na początku to nie bardzo, bo tylko hurt, bo ważne dokumenty...bo nie wolno, a tu proszę w kartonie pod stołem to chyba ze sześć miał...
No i udało się, za 200 zł , trafił się nawet trochę wyrośnięty, co prawda trochę mu ta łapa z tyłu zwisa, i pomalowany jakąś farbą ,ale żółw to żółw, do tego jaki żwawy! Taki gość to się musi jednak znać na zwierzakach...jak on mu do skorupy , to On go za ogon , a tamten już na zewnątrz, no i bardzo zdrowy ... bo skoro jak mówił , na łapach przednich się utrzymał to okaz zdrowia.. no i tę skórę zerwał , bo mówi ,że stara , że normalne i trzeba dbać...Tomuś się ucieszy , a teraz kartonik pod pachę , do autobusu i na Kurdwanów...Synuś już pewnie czeka...