przybył mi ostatnio nowy domownik, którego historia za wesoła nie była, ale kochany z niego ptaszek. jest to kanarek, który trafił do mnie jakiś czas temu, jego poprzednia właścicielka, pewna starsza pani, oddała mi go, bo stwierdziła, że nie potrafi się nim zbyt dobrze zająć... efektem tego jest brak połowy paluszka i za daleko poobcinane pazurki, przez które ma problem z chwytaniem się. Pani chciała mu je przyciąć, bo miał za długie jak twierdziła i haczył nimi, z tym, że nie popatrzyła na nerwy i poucinała dużo za daleko. kanarek siedział w tej takiej maleńkiej klatce, jak to są niby dla kanarków i miał tam pełno plastikowych patyczków, że nie miał gdzie się ruszyć. mówiła, że jak mu poucinała te paluszki nieumyślnie oczywiście, to siedział przez 3 dni na dole klatki i strasznie piszczał, nie chciał jeść, a ona płakała nad nim, jak mogła mu taką krzywdę zrobić... w każdym razie z ptaszkiem już jest dobrze, zaraz jak do kmnie trafił to wygrzebałam klatkę ze strychu i teraz sobie w niej mieszka, póki nie przybędzie mi trochę pieniędzy - wtedy dostanie nową większą klatkę + samiczkę

ale się rozpisałam o nim...

a oto ten kanareczek:






zdjęcia mało wyraźne, bo to wyjątkowo ruchliwe stworzonka
