Wczoraj przygotowałam żółwiowi pojemnik - zimownik czy też mówiąc światowo - hibernakulum
Jest to nieduża i niezbyt głęboka drewniana skrzynka z luźno zbitych listew. Aby podłoże się nie wysypywało po bokach zamocowałam od zewnątrz plastikowe siatki a na dno położyłam mocno podziurkowany kawałek sztywnego papieru wycięty na wymiar (inaczej kora by wypadała przez szpary).
Na dno wysypałam korę i z wierzchu przykryłam ją siankiem i suchymi liśćmi. Pojemnik jest nieduży po to aby umożliwić łatwą kontrolę stanu żółwia bez budzenia go. Zobaczymy jak to się sprawdzi w praktyce.
Żółwia rano probowałam przenieść z kryjówką w inne, chłodniejsze miejsce, ale po chwili się obudził i wyszedł z kryjówki zupełnie zdezorientowany. Korzystając z okazji włożyłam go do naczynia z ciepłą wodą, ale nic z siebie nie wydalił (nie jadł miesiąc), za to trochę się napił. Potem się dość długo moczył i przysypiał, aż woda ostygła.
Przygotowany zimownik wstawiłam do terrarium i położyłam w nim żółwia. Momentalnie zaczął się zakopywać i już po chwili był na dnie. Teraz śpi w zimowniku w dotychczasowej temperaturze. Jutro lub jeszcze dziś przeniosę pojemnik do chłodniejszego pokoju, potem jeszcze bardziej będę wychładzać mu temperaturę, aż w końcu wyniosę na zimny strych.
Kurcze, trochę się boje, to pierwsze zimowanie, mam nadzieję że nic nie spapram...