Gucia w ta wstretna pogode byla caly czas w szklarni i spala.Zal mi jej troche bylo,bo widac,ze nie mogla sie zaaklimatyzowac.Malo w sumie jadla.Raz mnie zaskoczyla na spacerze,bo jadla z takim rozmachem,ze kazdy jej kes kojarzyl mi sie z rwaniem,szarpaniem.Baba z rozmachem :-D.Ciezkie dni nastaly,bo tylko deszcze i brak sloneczka.Az Oli spytalam o jej aktywnosc.Gucia lubila byc pod kocykiem.Tak wiec,zeby poczula odrobine domku,Marek dal jej kocyk.Spala,az milo,albo i nie milo.Dzisiaj jednak sloneczko ja wybudzilo.Trafila znowu na wybieg,a na wybiegu zaczela sobie chodzic i jesc.Caly czas jej donosilam zielsko.Oj Gucia mnie zaskoczyla,bo zamiast wybierac mlecz,jak przystalo na zolwia,ona wybierala krwawnik :-).Po udanej konsumpcji,udala sie na kopanie.Kopac to ona uwielbia.Jak wroce jutro,a raczej juz dzis z pracy (po wyspaniu sie oczywiscie) wkleje fotke.Pokaze Wam do czego jest zdolna.Mnie stracha napedzila,bo stwierdzilam,ze mi zniknela.Wszystkie nory obszukalam.Padlam na kolana,a jej nie ma!Marek ja dopiero znalazl.Zakopala sie tak,ze tylko czubek skorupy bylo widac,az ziemia sie ruszala.