Dzień dobry,
mam na imię Skorupka i jestem 3 letnim żółwiem greckim Testudo hermanni boettgeri.
Dziś chciałabym opowiedzieć Wam moją historię.
Gdy miałam rok, trafiłam do sklepu zoologicznego na pasażu Carrefoura. Dostałam nowy domek. Malutkie terrarium, wyłożone korą bukową, w którym miałam wysoką temperaturę, zero cienia, żarówkę grzejną nisko nade mną, która mi lekko tyłek podsmażała, basenik o głębokości 1cm, napełniony wodą do połowy, ale ktoś sprytny wrzucił mi tam kamienie, żebym się nie utopiła - kiepski pomysł, bo dzięki temu to w ogóle nie wiele mogłam się napić :/
Do jedzonka dostawałam same smakołyki! Zwiędniętą pietruszkę, liście rzodkiewki w pierwszej fazie gnicia...i moją ulubioną - kapustę pekińską! Mniam - taka pychotka, że nic tylko jednak spróbować utopienia się w tym malutkim bajorku...
Przez te 1,5 roku też wcale nie urosłam! Wcale a wcale! (Ale to chyba w myśl jednego właściciela małego sklepiku zoologicznego, którego kiedyś moja przyszła Pani spotkała, a który na pytanie "jak duży on urośnie? żeby się nie okazało że to nie jest miniaturowy królik, tylko zwykły", właściciel sklepu zoologicznego odpowiedział "jak go nie będziecie karmić, to nie będzie rósł" - taka jest wiedza osób zajmujących się zwierzętami w Polsce i przekazywanie jej przyszłym opiekunom zwierząt). I ja właśnie też nie urosłam
Ludzi codziennie spotykałam wielu. Patrzyli na mnie, stukali w szybkę, pokazywali palcami, a niektórzy nawet coś do mnie mówili, ale zawsze odchodzili - kombinowałam gdzie by tu się ukryć, ale niestety nie miałam gdzie
Aż nadszedł TEN dzień. Jakieś młode małżeństwo patrzyło na mnie długo, a ja biegałam po swoim terrarium ile tylko sił w łapeczkach miałam, żeby im pokazać jaka silna i dzielna jestem! Dłuuugo patrzyli, a ja długo biegałam, aż w końcu poszli sobie
Było mi przykro. I wtedy przyszedł do mnie ten mój oprawca i wyciągnął mnie z mojego domku, wsadził do jeszcze mniejszego pudełka i gdzieś zostałam zabrana...
Nie wiem ile czasu minęło, ale nagle znalazłam się w jakimś innym miejscu. Ale jakim! Cudowne! Taaakie duuuże i przestronne! Wszystko tam było! Kora bukowa pod łapkami, malutki basenik z wodą, w którym zanurkowałam cała i nie chciałam z niego długo wychodzić. Miseczka z jedzonkiem i jakaś kryjówka. Połowa tego nowego domku była w cieniu, a druga pod lampkami. Były aż dwie lampki - choć nie wiem po co, do tej pory miałam tylko jedną. I wiecie co? Dostałam też pod tymi lampkami kamienie! Jakie fajne te kamienie... Hotel **** wymięka przy moim domku!
Poszłam spać. Było mi tak dobrze. Nadszedł nowy dzień, a ja dalej spałam - w końcu byłam taka zmęczona po życiu przez 1,5 roku w tamtym koszmarnym miejscu. Dostałam jakieś jedzonko, nie wiem co to, bo jeszcze takiego nie jadłam, ale nie chciało mi się jeść. Spałam cały dzień...
Nadszedł kolejny dzień, a ja nadal nie miałam siły wstawać ani jeść, ani pić... Moja nowa Pani wzięła mnie na rękę, a ja oczek nie umiałam otworzyć. Wyłożyłam się na jej ręce cała. I łepek i łapki i tylko jednym oczkiem na nią zerkałam.
I wtedy wsadziła mnie do jakiegoś pudełka i gdzieś zabrała. Nie wiem gdzie, ale spotkałam kolejną nową Panią, która w moją malutką dupkę dała mi kilka okropnych zastrzyków
Okazało się, że mam silne niedobory wszystkich witamin, silne odwodnienie i jeszcze kilka rzeczy, których nie rozumiałam.
Od tamtej pory jeździłam co jakiś czas na to nakłuwanie mojej pupki igłami i wstrzykiwanie mi czegoś obok łapek tylnych, a moja Pani co dwa dni robiła mi przymusowe kąpiele w coraz to wymyślniejszych witaminowych preparatach, które zostały przepisane na receptę lub zalecone przez Panią Doktor - którą zdążyłam bardzo dokładnie poznać, zwłaszcza moją pupą.
Zaczęły się cieplejsze dni i moi Państwo zabrali mnie gdzieś. Było tam cudownie! Tyle zielonej trawy, a jedzenie samo wyrastało z ziemi!!!
Choć ja i tak najlepiej czułam się przy nich, bo taki towarzyski żółwik ze mnie.
Sami zobaczcie!
I nie uwierzycie, ale po tej wizycie tam, ta trawa wyrosła mi w moim terrarium. Było suuuper! Tyle jedzenia wystawało z ziemi, a ja tylko szłam i skubałam co chciałam
Na tej wycieczce poznałam też kolegę. Ma na imię Shaggy i jest bardzo sympatyczny, ale strasznie wścibski
Czy widzicie ten jego język? Do dziś się zastanawiam, czy uznał, że jestem bardzo brudna, czy chciał mnie wycałować
Tak czy inaczej...
Nadal nie czułam się najlepiej...
Moje wycieczki do tego cudownego miejsca stały się bardzo częste a ja przybierałam na wadze i rosłam, skóra zaczęła mi pomalutku schodzić. Apetyt mi dopisywał, rano dostawałam jeść, ale po południu byłam już głodna, wiec wchodziłam do miseczki, lub stawałam tam, gdzie miska zwykle była i patrzyłam na moich opiekunów. Tylko się ze mnie śmiali...więc zaczęłam na nich prychać! A co się będę! I tak prychałam aż mi jeść nie dali
Cel osiągnięty, a moi Państwo wciąż pytali "skąd my jej weźmiemy nową skorupę? przecież w tej się już powoli nie mieści"
myślałby kto, że tacy żartownisie z nich
Ale pomalutku byłam coraz słabsza, jedzenie mniej mi smakowało, czułam się osłabiona, ale nie wiedziałam jak o tym powiedzieć moim opiekunom
Dni mijały, a ja nie miałam sił się zakopywać. A oni myśleli, że jest mi ciepło i dlatego nie zakopuję się
Całymi dniami spałam...a oni myśleli, że po prostu mam ochotę się powygrzewać na słoneczku
Nie umiałam im powiedzieć, jak bardzo źle się czuję...
Moje problemy z oczkami przybrały na sile i moje kąpiele w witaminach zaczęły być coraz częstsze...
Aż pewnego dnia...nie otworzyłam oczków po nocy wcale! Leżałam i nie miałam siły pójść nawet do ciepła. NIC! Tak nagle, z dnia na dzień tak bardzo mój stan się pogorszył, nikt się tego nie spodziewał - oprócz mnie, ale ja mówić niestety nie potrafię.
Na szczęście moi Państwo są rozsądni i moja Pani od razu wzięła mnie do Pani Doktor - już trzeci dzień się zaczynał jak odmówiłam jedzenia. Dostałam dużo zastrzyków w pupkę - ach! jakież to życie jest bolesne, kopie po tyłku ile wlezie (ale raczej kłuje
)
Diagnoza była straszna! ZAPALENIE PŁUC!
Pani doktor mówi, że u żółwi jest bardzo ciężko z zapaleniem płuc i często się zdarza...że no niestety. A moje rokowania są bardzo smutne...bo jestem jeszcze w kiepskiej formie po tym 1,5 roku w zoologu
A ja tak bardzo chciałabym jeszcze pożyć...jestem taka malutka, a teraz wreszcie dostałam nową szansę na życie, nowy, piękny dom...i jest mi tak cudownie! Moi Państwo urządzają powoli mieszkanie i gdy skończą - miałam dostać nowe, wymyślne terrarium, w którym ani trochę nudy by nie było!
Chciałam walczyć!
Moja Pani - oprawczyni - wzięła mnie na kolana i zaczęła przymusowo karmić ze strzykawki - a fe!
Od tamtej pory codziennie jeździłyśmy na zastrzyki, a oczka miałam kropione trzy razy dziennie okropnymi antybiotykami... W moim domku zaczęło się też na noc palić takie ciemne, niebieskie światełko, które mi skorupkę ogrzewa
Jest mi tak przyjemnie...
Po trzecim zastrzyku w pupkę wpadłam wygłodniała do miski i jadłam tak dużo, jak tylko się dało
Ale później znów nie bardzo chciało mi się jeść i znów dwa dni bez jedzenia aż moja Pani znów zaczęła mnie karmić przymusowo. Wciąż powtarzała, że jak nie zacznę sama jeść - będzie mnie tak terroryzować codziennie! Juz jej nie lubię. No ale co było robić?
Już od dwóch dni się zakopuję na noc - więc i z jedzeniem sobie dam radę - na żadne polne chwastki nie chciałam się skusić - ale dziś na sałatę lodową rzuciłam się i zjadłam caluśki kawałek listka. Później byłam u Pani Doktor, która znów mnie pokłuła - spoko, mam już wprawę. Choć cała pupka mnie boli i jakoś ochoty na spacerki to ja nie mam...
Jutro ostatnie zastrzyki i za tydzień do kontroli... Oczka będziemy kropić jeszcze przez tydzień...
Mam nadzieję, że pożegnałam się z chorobą, bo nie chcę przeżyć tych serii zastrzyków jeszcze raz...
Jestem dzielnym żółwikiem i jestem szczęśliwa. Niedługo będzie czekała mnie przeprowadzka do nowego, większego terrarium, ale jeszcze trochę chcę poczekać. Moi Państwo mówią też coraz częściej o drugim żółwiku, bo skoro ja taka towarzyska jestem, to będzie mi dobrze z drugim gadem mieszkać
Tylko że ten drugi musi być niestety tej samej rasy co ja. Tak mówi mój Pan. Mówi, że nie wolno mieszać dwóch gatunków żółwi razem, bo mają różną florę bakteryjną i mogą się pozarażać, a ja taka delikatna jestem, więc lepiej nie ryzykować...
Nie mogę się już doczekać co przyniesie kolejny dzień. Nie mogę się doczekać nowego kolegi i nowego domku...a także kolejnej wycieczki na dwór, gdy wyzdrowieję i pogoda się poprawi
Będę walczyć o zdrowie każdego dnia, ale i każdy dzień będzie piękny, bo pomimo tego że jestem zwykłym, małym żółwiem, którego los jest zupełnie obojętny dla większości ludzi - to nie jestem nawet w najmniejszym stopniu obojętna dla moich opiekunów, którzy zrobią wszystko, żebym była szczęśliwa
Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali całą moją historię
Cieszę się, że tu jesteście i że ja mogę być z Wami
Mam nadzieję, że będziecie trzymać za mnie kciuki i zaglądać co u mnie słychać, a ja raz na jakiś czas opowiem Wam, czy nadal wszystko ok, czy mam już nowego kolegę albo nowy domek
Ściskamy Was mocno,
Żółwik Skorupka,
oraz jej Pani - Kasia vel Skorupa (bo trochę większa
) wraz z Mężem.