Witam wszystkich użytkowników! Czytam to forum już chyba z dwa lata, ale jakoś nigdy się nie udzielałam.. Pora to zmienić, dziwnie się czuję czytając Wasze posty - jak duch, znam Was i Wasze żółwie, ale nikt nie wie, że tu jestem
Jestem Marta i przedstawiam Wam moje dziewczyny - Maję (ok. 18 lat) i Kasię (ok. 26 lat)!
Szczerze mówiąc, siedziałam cicho, bo obawiałam się Waszej reakcji, zwłaszcza na to, że dziewczyny nie zimują.. Panicznie się tego boję. Do tego w tym roku sytuacja zmusiła mnie do wyjazdu do pracy do Holandii na rok. Żółwikami opiekują się rodzice (wiedzą co i jak:) ale do Polski zjeżdżam tylko na Święta Bożego Narodzenia (około 1,5 tygodnia), a rodzice nie chcą zimować ich beze mnie, bo w tym temacie są akurat zieloni. W tamtym roku mimo strachu byłam zdeterminowana, aby po raz pierwszy ululać je do snu. Niestety, los chciał inaczej. Podczas wakacji byłam w Holandii, a po powrocie zastałam Kasiunię z pękniętą skorupą i wkręconymi drutami.. Miesiąc przed moim powrotem Kasia jakoś wydostała się z wybiegu, usadowiła się za jednym z kół samochodu mamy no i stało się
Rodzice przez miesiąc to przede mną ukrywali. Katarzynka spędziła tydzień w klinice u dr Piaseckiego we Wrocławiu, rana została zdezynfekowana i zaszyta, przez długi czas dostawała leki i zastrzyki głównie na pobudzenie pracy jelit. Dr Piasecki stwierdził, że ogólny stan Kasi jest dobry, wątroba pracuje prawidłowo, ale przez pęknięcie skorupy ucierpiały nerki i zostały uszkodzone nerwy w kręgosłupie - dzisiaj Kasieńka "jeździ na wózku" ..
codziennie masowałam jej tylne nóżki, niestety.. Katarzynka je podkurcza gdy są dotykane, ale są zbyt słabe by mogła podnieść kuperek. Naprawdę wiele przecierpiała, od września do lutego walczyła każdego dnia, nie chciała się poddać. Miała trudności z załatwianiem się, mając przepełniony brzuszek i jelita nie chciała jeść, robiła długie głodówki dopóki się nie załatwiła, ciężko łapała powietrze, straszliwie puchła, skóra zaczęła się łuszczyć. W przeciągu tych sześciu miesięcy zrobiła kupę tylko siedem razy! Ale chciała chodzić, chciała żyć, za nic nie chciała przestać walczyć - dostała koła, a z nadejściem wiosny jej stan coraz bardziej się poprawiał.. Dzisiaj te wydarzenia to smutne wspomnienia - gadzinka śmiga po wybiegu, chętnie je, załatwia się, zakopuje.. Ale wybieg dostosowaliśmy do niej, aby mogła się poruszać swobodniej - na tym niestety cierpi Maja, choć jej zdaje się to nie przeszkadzać.
Oprócz braku snu zimowego, dbam o gadziny najlepiej jak mogę. Wiem co mogą jeść a czego nie, dietę mają urozmaiconą, wybieg przestronny, mają basenik, kryjówki, a w domu terrarium 120x70. Oprócz wypadku Kasi, żółwie nigdy nie chorowały, nie były zarobaczone, ale niestety zaliczyły życie "podłogowca"
zła dieta, spanie w trocinach, chodzenie po podłodze.. co zresztą widać. Na szczęście te czasy już dawno minęły. Bardzo chciałabym mieć je przy sobie i zimować, ale nie są zarejestrowane (po tym co czytałam na forum nawet nie próbowałam ich rejestrować, boję się że mi je odbiorą stwierdzając, że są z przemytu), poza tym mieszkam na wyspach, a tu lasów i łąk brak.. cały teren jest wykorzystany w 200%, co oznacza brak jedzonka. A jeśli już jest, to rośnie tuż przy drogach
Oj, i chciałabym od razu wyjaśnić nierówności skorup! Uszkodzony karapaks Majuni jest dla mnie zagadką, nie pamiętam żeby coś jej się stało, natomiast moja siostra uparcie twierdzi, że jak ją kupowała to była uszkodzona. Kasię dostałam w 2005 roku od starszego małżeństwa, spadła im z dość dużej wysokości i od tego czasu tak krzywo rosła. Biedne gadziny.
Wybaczcie za długi post i nawał zdjęć
po lewej Maja, po prawej Kasia
bezwypadkowa Kasiula
taki widok zastałam po powrocie do domu rok temu
wciąż jest piękna!
ciekawska Majunia
grzanie zadka
coś mi tu ładnie pachnie, i nie jest to roślinka!
Katarzynka, sprzed wypadku