Raport z pierwszych miesięcy z nowym żółwikiem:
4 miesiące z Omem minęły całkiem spokojnie
W zasadzie mniej, bo mnie przez długi czas nie było w domu i rodzina się zajmowała gadem. Nauczyli się karmić go mleczami, babkami, i innymi zielonymi roślinami (lista w kuchni na blacie podziałała!).
Lato spędził (o ile pogoda pozwalała) na balkonowym wybiegu. Jedynie deszcze powodowały przenosiny do domu, w przyszłym roku planuję udoskonalić wybieg, tak, żeby nawet deszcze nam straszne nie były.
Dzisiaj zrobiłam mu małą kąpiel, w ramach upewnienia się, że nie chce się napić.
Fotka z obecnego stanu:
Po powrocie z długich wakacji postawiłam sobie pytanie: zimować, czy nie zimować.
Nigdy wcześniej tego nie robiłam.
I w tym roku raczej też mi się nie uda - mam na głowie akurat tej zimy pracę inżynierską na politechnice, o której jeszcze niewiele mi wiadomo (ach, ta organizacja wspaniała na uczelniach wyższych), i boję się, że jeśli coś z zimowaniem pójdzie nie tak (lodówki bywają kapryśne, szczególnie takie, używane tylko raz na rok w okresie świątecznym) to mogę nie zareagować odpowiednio szybko, a na rodzinę nie mam co liczyć (raczej pukają się w głowę jak wspominam o żółwiu w lodówce)...
Czy jeśli żółw przeżyje jedną zimę na "chodzie" to wiele na zdrowiu podupadnie?
Jak na złość, każdej innej zimy bym się w ogóle nie zastanawiała, tylko działała jak trzeba =.=