W pierwszych słowach tego postu pragnę podziękować Tosi za wszelką pomoc oraz rady dotyczące hodowli żółwi.
Dziękuję Żaneto

No i stało się...
W dniu wczorajszym tuż po powrocie z pracy wyprowadziłem Leonarda do swojej "mini-zagrody", po drodze dopadł nas nasz bodyguard Keton. Głupi ja pokazałem mu żółwia gdzie ten go obwąchał. Wsadziłem stepówke w jego zarośla po czym poszedłem do domu odpocząć. Po jakimś czasie poszedłem zobaczyć co u żółwia - przez ostatnie tygodnie nic się nie działo gdy go tak zostawiałem więc o nic sie nie martwiłem. Patrzę a tam żółwia nie ma... więc przeczesuje teren, podnoszę kamienie i jego kryjówkę ale nic. Nie było możliwości żeby sam nawiał, domyśliłem się że pies go zabrał... pewnie pomyślał że to zabawka czy coś... Najgorsze było to że jakieś 15m od owego wybiegu szwagier kosił trawę kosiarką... oczywiście zaczęliśmy akcje poszukiwawczą. Po około 30 minutach pies wywąchał nam miejsce gdzie porzucił swoją nową "piłeczkę".
Żółw wystraszony schowany był w swoją skorupę, na szczęście widać było reakcje na dotknięcie łapki co oznaczało że żyje. Zabawa z psem odcisnęła na Leonardzie pewną rane...


Po niedługiej chwili żółw wyciągną swój łebek oraz kończyny po czym jak gdyby nigdy nic zaczął spacerować po terrarium i zjadł trochę mniszków... Na bieżąco korespondowałem z Tosią która to od razu doradziła zrobienie badań RTG, niestety w ten sam dzień nie było możliwości z racji godzin późno popołudniowych. W samej rance nie było widać krwi czy innych dziwnych przypadłości.
Z samego rana zabrałem Leo do weta na prześwietlenie, w rance widać było jakąś ciecz.
Po wykonaniu badań przez dr Rubik, wiadomo było że kieł nie wyrządził krzywd narządom wewnętrznym - płuca całe. Wystąpiło jedynie krwawienie pod skorupką - na co jak stwierdził lekarz nie ma co dawać żadnych zastrzyków czy specjalnych witamin. Wystarczy smarowanie ranę jodyną. Oczywiście też tymczasowo muszę zrezygnować z wynoszenia bez kontroli zwierza, nie może się zakopywać by ranki nie zabrudzić.
Żółwik przeżył naprawde ciężkie chwile... Niech sytuacja ta pokaże innym że jednak pies, chociaż może nie mieć złych zamiarów krzywdę może zrobić. Cholernie zły jestem na siebie że doprowadziłem do takiej sytuacji...
Kolejna wizyta u weta za 3tygodnie. Mogę w tedy umieścić na forum skany zdjęć rentgenowskich jeśli ktoś był by zainteresowany. Mam nadzieję że wszystko się dobrze ułoży