Forum o żółwiach lądowych - żółw stepowy i grecki, hodowla, terrarium, nasze żółwie
Wiedza => Żółwie wodno-lądowe i inne => Wątek zaczęty przez: Peter_HS w 04.11.2012, 22:58:57 pm
-
Od kilku miesięcy mam przygarniętego ze szkoły żółwia czerwonolicego. Tak szczerze to nie umiem za dobrze się nim opiekować i jest za dużo zwierząt w moim domu. Jestem go w sumie nawet za darmo oddać, byle w dobre ręce. Help !
-
To po co go brałeś ze szkoły? Może ktoś inny by się nim zaopiekował.
-
juz sam tytul jak dla mnie jest przerazajacy-"...pozbyc sie..." :o "....pozbyc sie....w sumie nawet za darmo....." w glowie mi sie to nie miesci :(
zgadzam sie z ankan,po co go brales???? popytaj w szkole,moze znajdzie ktos bardziej odpowiedzialny ,kto przemysli wczesniej sprawe i zajmie sie odpowiednio zolwiem.....
-
pozbyć się (...) Jestem go w sumie nawet za darmo oddać
Żółw to nie jest zabawka...
Jestem negatywnie zaskoczony Twoim traktowaniem zwierzęcia :-X :'(
-
A ja sobie myślę że dobrze że taki post się pojawił na forum w którym są ludzie którzy znają się na tym fachu. Gdyby żółw został w szkole mogła by się nie trafić okazja poprawienia jego warunków. Myślę że można się domyśleć jakie warunki miał w szkole (gromada uczniów pukających co lekcja w szybę i kiepskie warunki w terra...). To że trafił do spokojniejszego miejsca i chce zostać wydanym to już plus, może Peter nie napisał tego zbyt schludnie ale wieżę w to że ma dobre intencje;)
-
Z drugiej strony to czym kieruje się wychowawca kupujący do klasy żółwia? Zwłaszcza jak nikt nie ma pojęcia o jego potrzebach!
-
Jak patrzę wstecz i wspominam czasy szkoły podstawowej to jedyną odpowiedzią jak dla mnie jest po prostu niewiedza. Pamiętam że też w klasie mieliśmy zwierzaki. Nauczyciel miał w nosie co się z nimi działo, bo jego zadaniem było pilnować zgrai dzieciaków a nie jakiś tam zwierzaków. Co prawda te 15 lat temu nie było komputeryzacji na taką skale i wiedzę na temat hodowli brało się z plotek, dlatego też cieszy mnie fakt że jakiś uczeń wszedł do tej rzeki informacji zwanej internetem i chcę poprawić warunki zwierzaka. Więc może nie skreślać od razu Peter`a i pomóc mu w znalezieniu lepszego domu. takie moje zdanie
-
W klasie w podstawówce mieliśmy chomiki. Nie wiem kto wpadł na tak idiotyczny pomysł ale one zdychały aż z głodu a w przypływie czułości kąpane po kranem! Trzymanie zwierząt w szkołach powinno być zabronione.
A co do Twojego żółwia to szukaj mu dobrego domu , tylko obawiam się ,że proste to nie będzie. Dlatego póki co dbaj o niego jak możesz najlepiej bo teraz to Ty jesteś za niego odpowiedzialny.
-
Generalnie sam zamysł nie jest taki zły, tylko z wykonaniem coś nie wyszło.
Jak dobrze pamiętam (choć dawno to było) to u mnie zaczynało się od kwiatków, potem pojawiały się zwierzaki.
Często znalezione i ranne, które w szkole przebywały do czasu powrotu do zdrowia i znalezienia odpowiedniego opiekuna.
Mieliśmy taki kącik w sali od przyrody i biologi. Nauczyciel najpierw dokładnie opowiadał o kwiatku/zwierzaku, opisywał potrzeby i wymagania.
Później przechodziliśmy do pokazu opieki a następnie prób własnych pod czujnym okiem nauczyciela.
Muszę przyznać, że głupie to nie było. Całkiem sprytne połączenie nauki z wychowywaniem.
Każdy się starał dowiedzieć jak najwięcej żeby zasłużyć na przejęcie opieki na czas świąt/wakacji.
Oczywiście po długiej rozmowie z nauczycielem, zarówno ucznia jak i rodziców.
Szkoda, że teraz zmieniło to formę na tak niekorzystną :(
-
A w mojej podstawówce były zwierzęta które dzieci przynosiły z domu. Mieliśmy za salą z przyrody mały pokoik gdzie wszystko było upchnięte. Był też jeden czerwonolicy, opiekowałam się nim z koleżanką ( to ona go przyniosła z domu), zamiast siedzieć na lekcji to sprzątałyśmy mu akwarium, karmiłyśmy go itp. Były też oczywiście różne gryzonie, ptaki, rybki. Wszystko czego rodzice/dzieci chcieli się pozbyć. Ale najgłupszą rzeczą było wprowadzenie punktów dodatnich ( z których potem wynikała ocena z zachowania) za przyniesienie do szkoły jakiegoś zwierzęcia. I później dzieci z kiepskimi wynikami z zachowania kupowały w zoologicznym myszke albo chomika - bo to tanie - i oddawały do szkoły...
-
Dorcia , to nie tylko teraz to ma taką formę. Po prostu te zwierzęta , które trafiały do takiego nauczyciela jak Twój miały kupę szczęścia.
-
U mnie w szkole był i chomik, i tona rybek i mam podobne wspomnienia jak Dorcia. nawet kiedyś nietoperz u Nas dochodził do siebie :)
problem w tym, ze dzieciaki nie sa uczone teraz, że zwierzak to nie zabawka, a nauczyciele maja w nosie co się ze zwierzakiem dzieje.
Pamiętam jak dziś, że nasza chomiczka zawsze miała pełna michę. Dzieciaki przynosiły owoce, marchewkę, kupowaliśmy dobre jedzenie i kolby i nikt nie śmiał jej obudzić gdy spała, bo jak to Pani od przyrody nam tłumaczyła, my tez nie lubimy być budzeni, szczególnie w nocy. A nasz dzień to dla chomika noc. Wiec to wszystko zależy od podejścia.
Aczkolwiek nie popieram takiego podejścia, że najpierw biorę zwierze, fajnie, potem sie okazuje, że jednak nie fajnie wiec go zabierajcie łaskawie nawet za darmo.. Chociaż mam szczera nadzieje, że to tylko źle ubrane w słowa jest..
-
Dyskusja nie tylko zbacza z torów, ale i staje się niebezpieczna ;)
Ja się zastanawiam, gdzie właściwie w tym wszystkim byli/są rodzice? Przecież sam nauczyciel to nie wszystko a i trudno mieć pretensje do dzieciaków.
Sama wola, czy to jej brak, ze strony nauczyciela nie jest przecież ostateczna. Zapewne przy sprzeciwie uczniów czy rodziców coś by się zmieniło, a jakoś coraz trudniej o to.
Jakby na to nie spojrzeć, bez współpracy wszystkich elementów tej układanki porządnie to nie zagra.
Plusy za przyniesione zwierzaki pozostawię bez komentarza, właściwie trudno tu wyrazić opinię w cywilizowany sposób.
Wychodzi na to, że nie tylko zwierzaki miały szczęście, ale i ja sama.