Chciałam tylko podzielić się z Wami moim doświadczeniem i może tym samym uchronić kilka żółwi przed niemiłą niespodzianką. Kilka dni temu zabrałam Tortillę (dorosła stepówka) na spacer po łące. Szalała, biegła do przodu tratując wszystko niczym taran (jej ulubiony styl poruszania się;)), a tu nagle patrzę - stanęła, za chwilę usiadła i zaczęła kichać. Nie rozumiałam, co się dzieję, więc podeszłam bliżej, patrzę, a moja pannica usiadła na mrowisku... Dosłownie w mgnieniu oka mrówki obeszły ją całą calusieńką - skorupę, łapki, pyszczek, weszły wszędzie. Tortilla nie miała jak się bronić, bo schowanie łebka nic nie dawało, a mrówki zaczęły wchodzić jej do noska i oczek. Wzięłam ją szybko do ręki i zaczęłam zdmuchiwać małe cholery. Udało się i na szczęście nie ugryzły ani mnie, ani mojej żółwicy, ale uświadomiło mi to, jak bardzo trzeba uważać na niewidoczne zagrożenia na łąkach i polach. Ciekawe jak w naturze żółwie radzą sobie w takich sytuacjach, bo przecież na stepach mrówki to nie rzadkość. Także chciałam tylko Was ustrzec, że warto czasem popatrzeć czy na "trajektorii lotu" naszych pociech nie ma mrowisk czy innych zasadzek