Witajcie.
Jak może ktoś z Was czytał w wątku o mojej żółwicy, miałam z nią problem po przyniesieniu z wybiegu do domu - miała chore oko i była apatyczna. Z początku brak apetytu i aktywności zrzucałam na fakt, że wzięłam ją do domu z dosyć niskich już temperatur (szczegóły całej sytuacji
tutaj) .
Jednak mimo codziennych kąpieli, grzania lampami i podawania codziennie świeżego jedzonka (które sukcesywnie zwiędnięte wyrzucałam do kosza) z Shirą było tak samo. Zrobiła się bardziej aktywna, jednak nadal nic nie jadła. Oko się nie goiło i go nie otwierała, zauważyliśmy też, że ma przytkaną jedną dziurkę.
W końcu pojechaliśmy do weterynarza. W Tarnowie nie ma speca od gadów (próbuję go znaleźć już od tygodni, wypytując znajomych i weterynarzy), a żywcem nie mamy jak jechać np. do Krakowa. Kolega polecił mi młodego weta, który ostatnio wyleczył jego żółwie wodno-lądowe. Pojechałam więc. Wet szczerze mówi, że specem od gadów nie jest, ale robi na mnie dobre wrażenie i ma podejście - Shira daje mu się dotykać i macać jak nikomu.
Do rzeczy - lekarz podał jej enrofloksacynę. Pierwsza dawka była w sobotę, potem w niedzielę przerwa (moja porażka w dawaniu zastrzyku), od poniedziałku ma już codziennie dawkę, dziś będzie czwarta pod rząd. Katar jest dużo lżejszy i płynny, dziurka jest drożna. Czasem jeszcze bąbelkuje, albo coś wycieknie, ale widać dużą poprawę. Oko wygląda lepiej - nie jest spuchnięte. We wtorek dwa razy wyciągnęliśmy porządnego strupa, po czym Shira otworzyła oko pierwszy raz od miesiąca. Zakrapiam je kroplami (nie pamiętam teraz nazwy, ale polecane były tu na forum), chociaż oko otwiera rzadko i czasem jest na nim krew (chyba sama je sobie uszkadza, bo trze), jednak generalnie wygląda dużo lepiej, bo nie jest opuchnięte.
Największym problemem jest jednak szczękościsk. Chyba tak muszę to nazwać. Shira zupełnie przestała otwierać dziób (na początku po powrocie z wybiegu robiła to jeszcze choć nic nie jadła - ale czasem ziewnęła czy coś w tym stylu) i nie udaje nam się tego zrobić nawet na siłę. Nawadniam ją tylko kąpielami. To jest teraz nasz największy problem i nie wiemy co robić. Wczoraj dostała dodatkowy zastrzyk, który ma podziałać przeciwzapalnie. Jednak dziś rano nadal nie mogłam otworzyć dzioba. Zostawiłam ją ze smakołykami pod ręką, ale pewnie znów znajdę je zwiędnięte. Czy kojarzycie taki przypadek? Shira nie jest już kilka tygodni, nawadnia się tylko przez kloakę. Boje się, że mimo finalnego wyleczenia infekcji, może nam zdechnąć z głodu.
Na czas choroby przeniosłam ją z ziemistego podłoża na czysty ręcznik, żeby nie była narażona na dodatkowe zarazki i bakterie z ziemi. Dziś też zostawiliśmy lampkę grzewczą na całą noc.