Co do stymulacji o której wspominała Basia (notabene czy mogłabyś Basiu wyjaśnić dlaczego sugerujesz dawkowanie słońca i takie stopniowe wynoszenie – ja nie neguję sposobu, który opisałaś tylko nie rozumiem z czego to wynika), to ja bym go jednak spróbowała wynosić na dwór ale nie w tym czymś w czym jest trzymany co izoluje go od świata, tyko postawiała na glebę, na zieloną trawkę, do półcienia – niech stymuluje go nie tylko światło dzienne czy jakieś tam docierające promienie słoneczne ale zapach trawy, ziemi etc., nie dotykała, nie stresowała. I póki jest pogoda dała mu szansę przebywania tam jak najdłużej - obserwując z daleka. Osobiście doszłam do wniosku, że nic tak nie stawia żółwia na żółwiowe nogi jak stanie się częścią natury

Koniecznie postaraj się, żeby żółw miał do czego wracać po przyjściu z dworu, czyli stymulowałabym go też zmianą warunków że tak się wyrażę, lokalowych – znaczy się wyciągnijcie to zwierze z tego naczynia w którym siedzi i przełóżcie do czegoś większego, chociażby i na początek jakiejś starej szuflady byleby była blisko nasłonecznionych miejsc w mieszkaniu, mam na myśli dobre światło. Wsadźcie tam chociażby prowizoryczną kryjówkę, taką w której mógłby się poczuć bezpiecznie a której mu rozpaczliwie brakuje. Nawet jak nie przeżyje, jako "członek rodziny" ma prawo odejść w godnych warunkach. Nawiasem mówiąc oglądając zdjęcie pojemnika w którym siedzi dostrzegam podwieszoną, włączoną lampkę i mam pewne obawy, że żółw nie mając możliwości odejścia (bo nie ma gdzie) się od niej porządnie przegrzeje

Mam nadzieję, że nie pakujesz już w niego żadnych płynnych pokarmów czy płynów – jak zaleciła Ci A. Maluta. Ani że nie stosujesz tych maści, czy witamin, czy czegoś witaminowego o czym wspominałaś we wcześniejszych postach a co zalecił Ci wet, którego Ci odradzaliśmy (nie sprecyzuję, mam nadzieję że wiesz o czym mowa, tak ciężko się to czyta, zwłaszcza o tej prze nocy, że nie mam siły brnąć przez to raz jeszcze).
Mam nadzieję że Ty chcesz poważnie odmienić jego życie o ile żółwik przeżyje... Warto walczyć do samego końca, spotkałam się z kilku żółwiowymi cudami, zresztą mój też był jedną nogą na lepszym świecie a przeżył, czego życzę Twojemu żółwiowi.