Po rozmowie z rodziną doszliśmy do wniosku, że najlepiej jest go uśpić. Za bardzo się męczy.
Więc dzisiaj z bratem poszłam do takiego tandetnego weta, co zna się na kotach i psach. Kiedyś poszłam tam z Kubunią dał zastrzyk i po zastrzyku zmarła. Ale najwyraźniej może czegoś się dowiedział na temat żółwi. Więc mieliśmy go uśpić, obejrzał go i zastanawiał się nad spisem leków ktore dostawał. Powiedział że wprowadzi sondę do żołądka i napoi go. Tak zrobił. Potem dal lek co po nim ma zacząć nerki pracować. Jeśli popraw nie będzie w ciągu 48 godzin - trzeba uśpić. Kazał nagrzewać go i kąpać w ciepłej wodzie, to pobudzi metabolizm i cos tam mowil ze zolwie przez kloake nawadniają się. Wcześniej też go kąpałam, ale rzadziej, bo woda mu z noska wypływała ( ale to nie od kąpieli tylko przypomniałam że dawałam mu pić wcześniej i dlatego tak było)... No, potem o 16 znowu ide żeby mu pić dał. Daje mu 20 ml. A jeśli się poprawi stan, to jest jakaś szansa. A i stwierdził, że napuchnięcie jest po tej bombie witamibowej co dał mu ten wcześniejszy (Birger). Szczerze to nie wiem co z tego wyniknie. W wodzie żywszy się zrobił i całą dupkę mu zamoczyłam. A to coś na ogonku odpadło, strupek, chyba odparzenie posmarowałam alantanem.