Założenie było takie - tekst krótki, bez wdawania się w szczegóły których nikt z reguły nie ma ochoty czytać, obrazowy (po to fotki), a nawet "chwytliwy", chodzi o to żeby zainteresować problemem, przedstawić to w możliwie prosty ale nieco perswazyjny sposób...
W sumie to ja się kompletnie nie znam na psychologicznych chwytach. Pisałam to trochę myśląc o tym jak dziś się konstruuje np. reklamy. Jest to lekkie "pranie mózgu" ale w dobrym tego słowa znaczeniu i w dobrej intencji. Myślę że możnaby jeszcze nad tym popracować i zgodnie z pomysłem Karoliny dorzucić fotki kontrastowe z żółwiami na podłodze i na wybiegu, z żółwiem szarpiącym ziola na wybiegu a żólwiem jedzacym coś niewłasciwego itp. te drugie mogłyby być przekreślone.
Weterynarze to faktycznie problem, wprowadzają sporą dezinformację co niestety niweluje wysiłki większości z nas w edukowaniu ludzi "bo weterynarz powiedział". Ludzie są bardzo wyczuleni na zasadę autorytetu, a w powszechnym pojeciu weterynarz=znawca zwierząt. Dlatego to jest dość trudny grunt. Sami weterynarz mogą również reagowac na to dosć różnie, choć byłam raz mile zaskoczona jak po dyskusji nad jednym artykułem piszący tam weterynarze zmienili podejście. Wystarczyło zarzucić im parę dobrych linków do ang/ publikacji i było po sprawie, bo mieli chęć i odwagę się czegoś dowiedzieć.
Tego z kolei nie można wymagać od ludzi młodych, często dzieci, który albo nie znają angielskiego albo nie mają ochoty sie wczytywać w fachowe publikacje, a nawet forumowe wątki, czy przydługie artykuły. Trzeba narzędzie dobrać do problemu. Tak jak kopiąc studnię uzyjemy szpadla a kopiąc dołek pod cebulke do kwiatka już niekoniecznie. Dlatego zdecydowałam się na tą ulotkę. Jeśli chodzi zaś o weterynarzy to im można by przygotować coś bardziej dostosowanego do wieku i poziomu wykształcenia. Ale pomysł jeak najbardziej słuszny, bo faktem jest że spora część nie ma elementarnej wiedzy o żółwiach.