Dziś wracając z pracy znalazłam na chodniku dziwnego gołębia. Od razu zauważyłam że coś mu dolega, ogólnie był zbyt słaby, nie uciekał widząc że się zbliżam, ale widać było że się boi. Postanowiłam go zbarać ze sobą. Nie było to łatwe - w jednej ręce reklamówka z zakupami, w drugiej parasol, jeszcze torba na ramieniu. No trudno niech zmoknę, schowałam parasola i zabarałam go.
Na moj ruch ręką próbował uciec ale efekt był taki że tylko się przewrócił. Ogólnie wyglądał jakby "krzywo". Ale jak już go wzięłam nawet specjalnie nie protestował, można powiedzieć że był bardzo spokojny. Jakoś doszłam z nim do domu, przygotowałam mały karton i coś do jedzenia dla niego i ruszyłam do najbliższej lecznicy. Weterynarz wziął go na ręce, obadał go i stweirdził że ma on źle zrośnięte skrzydło i nic z tym nie można zrobić. Faktycznie ma w miejscu zgięcia skrzydła taką "bułę" więc to w sumie ptak-nielot i tak już chyba zostanie. W tym skrzydle brakuje mu też piór. Weterynarz stwierdził że ptak jak na taki stan (zrost jest stosunkowo stary) całkiem nieźle sobie radzi.
Postanowiłam go na razie zatrzymać "na obserwacji" ale na dłuższą metę nie wiem co zrobić. Jeśli go wypuszczę tak jak jest to pewne że zginie, dopadnie go kot czy coś. Ktoś by powiedział że taka jest kolej rzeczy, ale mi żal go tak po prostu zostawić na pastwę losu. Pozatym ma raczej marne szanse na przeżycie zimy.
Z drugiej strony trzymać go cały czas w kartonie, klatce na ogrodzie, czy później gdzieś na strychu to też nie jest chyba dobre życie dla niego. Na razie jest w tym swoim pudełku (zakryłam je od góry siatką dla ochrony przed kotami), jest bardzo spokojny, mimo że się boi to nie wpada w panikę (jak poprzedni gołąb którego kiedyś też znalazłam), jest bardzo ufny. Postaram się zrobić jego fotki jak będę mieć aparat.
Jestem ciekawa waszych opinii. Dam znać niebawem co u niego