Wczoraj byłam w sklepie zoologicznym w którym kupowałam swoje 3 (chore) żółwie, z których 2 niestety padły z nieznanej przyczyny. To co tam zobaczyłam i doświadczyłam przechodzi granice! Pierwsze co - zauważyłam nowe żółwie lądowe, co raczej rzadko tam się darza. Nie wiem jaki to był gatunek, wyglądały mi na stepki, ale były dziwnie żółte. W tym samym momencie ukazało mi się terrarium z innymi żółwiami. Gdy podeszłam bliżej okazało się że to dwie, duże, ok. 20-cm sulkatki. W terrarium które nie przekraczało 100cm długości, sucha kora jako podłoże, brak UVB, brak baseniku z wodą, miska na jedzenie zajmująca 1/4 powierzchni terrarium a na niej oczywiście góra sałaty z domieszką marchwi. U mniejszej widać było małe piramidki, większa miała piramidy wprost przeogromne! A co mnie powaliło na nogi - cena 350 euro za sztukę. Niestety to nie koniec moich doświadczeń. Gdy podeszłam do żółwi wodno-lądowych, sporych już zresztą osobników, zauważyłam że jeden z nich utknął pod rurką filtrującą. Żółw nie mógł się ruszyć, oczy miał napuchnięte, jakiś inny próbował "walczyć" z tą rurą, może próbował go uwolnić. Od razu podeszłam do sprzedawczyni, żeby jej powiedzieć co się dzieje. I co w odpowiedzi usłyszałam? ŻE ON TAK LUBI! Dopiero po moich przekonywaniach pani łaskawie poszła i uwolniła go od tej rury, ale żółw wyglądał naprawdę nieciekawie. Ledwo poruszał łapkami. Wyszłam z tego sklepu czym prędzej z nadzieją że już tam nie wrócę. I na pewno nie kupię już tam żadnego zwierzaczka.