Witam, temat długi jak rzeka Wisła i ciężki jak słoń i nie Ty sama borykasz się z wilgotnością i temperaturą. Też mam pod względem temperatury istne gwiezdne wojny. Wiem, że w zimowaniu żółwi doświadczenie moje równe jest 0, ale w sprawach wilgotności powietrza, substratów itp już trochę się poznałem. Pierwsza stwierdzenie brzmi następująco: im więcej powietrza wpuszczamy w obieg pomieszczeń zamkniętych, tym niższa ich wilgotność powietrza i tym większe wahania między nimi. Druga: zimno nie musi równać się wilgotno

, ludziom się wydaje, że ziemia w temperaturze 5- 10 stopni Celsjusza nie wysycha, otóż rozjaśnię to. Ziemia wysycha w temperaturze >0 °C pod warunkiem, że wilgotność względna powietrza nie przekracza 70%. Za przykład weźmy sobie mieszkanie 20 m² (wiem mała klitka taka jak moja) z dwoma oknami i dwoma szybami wentylacyjnymi (pozostałe kominy omijamy interesuje nas tylko ten od wentylacji). I teraz nasz Jasiu chce wychłodzić pomieszczenie do 10 °C, jest to możliwe gdyż Jasio ma ogrzewanie elektryczne. W przeciągu tygodnia temperatura spadła z 20 do 10° C. Jak to się ma z wilgotnością? Załóżmy, że Jasiek w temp. 20° C miał wilgotność 65% (jest to możliwe, w przypadku posiadania kuchni nie dzielonej ścianą działową, tylko połączonej z kuchnią), ale co się wtedy działo, aby mieć niewielkie straty ciepła, Jaśko zamykał okna szczelnie i rzadko je otwierał (grzybki mu na ścianach nie wychodziły, ale to tylko zasługa dostatecznego ciągu w kominach, nie myślcie że u Was będzie identycznie, pomieszczenia trzeba wietrzyć). Tak więc ilość powietrza dopływającego była zdecydowanie mniejsza, a co za tym idzie powietrza wilgotnego (które jest wszędzie), było stosunkowo dużo. No ale cóż naszemu przyjacielowi zachciało się wietrzyć mieszkanie i je wychładzać, to też mu się udało miał swoje upragnione 10° C, ale co się stało z wilgotnością? Im większy dopływ świeżego powietrza tym ciąg silniejszy, a co za tym idzie stale wychładzające i nagrzewające się powietrze wysuszało się (ludziom wydaje się, że w zimie to grzejnik wysusza im powietrze, otóż nie robią to oni sami wietrząc pomieszczenia, stale je ochładzając i nagrzewając). I tak z 65% przy 20° C nasz Jasiu ma teraz 10° C, ale wilgotność na poziomie 50% (podejrzewam, że niżej by nie spadło). Tak samo jest z wilgotnością w lodówce, częste otwieranie lodówki doprowadza do tego, że:
a) Ciepłe i suche powietrze z mieszkania wpada do niej podnosząc wilgotność powietrza w lodówce i temperaturę (w danym momencie)
b) Ponadto, częste otwieranie lodówki sprawia, że powietrze wychłodzone, ogrzewa się w ten sposób również obniżając wilgotność (tym razem na stałe)
Morał z tej bajki taki, że za dużo otwieramy lodówki i grzebiemy przy tych Naszych zwierzakach.
Na sam koniec krótko jeszcze o mojej opinii na temat wilgotności podczas zimowania. Powinna być jak najwyższa, wilgotność na poziomie 50%, 60% to sztuczna wilgotność, nie występująca w przyrodzie (a na pewno w naszym klimacie). Naturalne powietrze, którym oddychamy na dworze, w lesie, parku, nad jeziorem, w czasie zimy zjeżdżając na sankach nie spada poniżej 65%. Teraz porównajmy naszego żółwia, który w końcu jest zwierzęciem dzikim, czy on w tej swojej 2 czy więcej metrowej norze ma wilgotność na poziomie 50%? Oczywiście, że nie on tam nawet nie ma 65%. Jego nora jest wilgotna, zimna panuje tam co najmniej 70- 75% jak nie więcej. Bo tyle panuje na dworze, taką wilgotność ma substrat w którym żółw ryje, gdyż na głębokość 2 metrów poniżej dociera niewielka ilość świeżego powietrza, toteż nasza nora, ani się nie nagrzewa, ani się nie wychładza nie tracąc przy tym wilgotności.
Mam nadzieję, że nie zanudziłem Was tą historyjką, niestety każdy z nas ma skrzywienie zawodowe, moje dotyczy wilgotności, Pozdrawiam
