No to obudziłam się ok. 4.30 i wyniosłam je z lodówki, razem z półką w której zimowały do korytarzyka, gdzie było ok. 13 stopni. Gdzieś tak ok. 10 zobaczyłam, że Zygmuś otwiera oczka, więc usunęłam kartony, żeby im wpadało światło. No i ok. 11 wyniosłam je na dwór, żeby im słoneczko dało po oczach, tam się już zupełnie wybudziły, zaczęły łazić nieco zdezorientowane, ale suma sumarum wygrzewały się. ok. 13 wzięłam je do domu, wsadziłam do misek z letnią wodą, mimowolnie się napiły, potem włączyłam lampki, wygrzewały się nieco tąpnięte jeszcze. No a dzisiaj wróciłam z pracy i u Grubej zobaczyłam puściutką michę, Zygmuś trochę zostawił, ale dlatego że nie dał rady się dostać. Dałam im cykorię - z supermarketu, ale stoi na oknie w wodzie, żeby nabrała fajniejszego smaku.