Dzisiejszej przygody nie zapomnę nigdy!!!
Wystawiłem żółwia na mój wybieg tymczasowy (ten z kostek brukowych), tak jak zawsze. W moich oczach nie było opcji żeby wyszedł. Godzinę później przyszedłem zobaczyć co tam słychać, patrzę
Nie ma go! Przez tę godzinę przeszedł około 50 metrów wzdłuż murku. Znalazłem go pod żywopłotem z cisów. MASAKRA! Czołgałem się pod tą trującą rośliną myśląc
Co mam jeszcze zrobić i poświęcić by cie znaleźć żółwiku! W tym momencie... widzę kuperek skorupki. Myślę... krzyczę do całej rodziny zaangażowanej w poszukiwania
JEST! Nienaruszony,
Uff. Chwile później przypomniałem sobie gdzie jestem
Cholera to cisy... czy on tego nie zjadł? Jak myślicie? Co mam zrobić?