A więc pragnę podzielić się z wami przygodą która spotkała mni,e gdy wypoczywałam razem z moimi żółwiami nad jeziorem. W domku letniskowym nasz teren jest nieogordzony, więc zbudowaliśmy wspólnymi siłami spory wybieg dla skorupek.
Przez pierwsze dni mimo usilnych prób Parysa, nie udało mu się przedostać na zewnątrz. Ale w końcu wykombinował. Sama nie wiem do końca jak to zrobił, ale udało mu się przedostać przez ogrodzenie. Dosłownie 5 minut mogło minąć gdy przyszłam sprawdzić ponownie jak czują się żółwie. I wtedy zauważyłam że brakuje mi samczyka. Zwołałam całą rodzinę aby pomogli mi przy poszukiwaniach, ale byłam pewna, że nic z tego nie będzie... Wielki teren nieopodal łąki i lasu. Przecież to mało prawdopodobne aby znaleźć małego żółwia na tak wielkim terenie.
Mój pies zauważył że cała rodzina krząta się po ogrodzie więc on także wybiegł. Sam nie wiedział czego miał szukać ale szukał. Znalazł żaby, myszy, krety... ale to nie był mój kochany żółwik!
Po pewnym czasie zrezygnowani postanowiliśmy postawić na wyczulony nos psa. Pozwoliliśmy mu powąchać nieco przestraszoną żółwice,i głośno krzyknęliśmy aby szukał. Nie minęło pięć minut kiedy pies zaczął kopać w wielkiej dziurze wysłanej gałęziami. Zainteresowałam się co on tam znów znalazł, ku mojemu zdziwieniu wykopał żółwia. Byłam wniebowzięta, z tego szczęścia dałam psu pół opakowania ciasteczek w nagroda za jego bohaterski czyn! Zupełnie nie spodziewałam się, że mnie zrozumie. To już stary schorowany pies który nigdy nie tropił zwierzyny.. a jednak ma ukryty talent