Cześć,
jestem Ewa, ale to nie jest ważne.
Ważne jest, że jest żółw. Stepowy. Z Ukrainy. Taki z rodowodem.
Niedługo skończy dziesięć lat.
Ten żółw to ONA.. Gangsterka. Zastraszaczka.
Ma lekką nadwagę, ale pracujemy nad tym. Jest wybredna i od suszonego mniszka czy babki woli czerwoną jak krew paprykę... albo jabłko. Nie musi być czerwone...
Byle nie gruszka. To jest najkoszmarniejsze - FU - w żółwiowym Luvki wszechświecie. Więc darujmy sobie te klepsydrowe kształty i przejdźmy do konkretów.
Luvka energię tak dużą, że nie mieści jej terrarium, które specjalnie jej przybrana matka, autorka tego posta, ściągnęła z drugiego końca Polski.
Luvka nie godzi się na życie za drewnem i szybą - po prostu musi za wszelką cenę wyjść na zewnątrz.
Gdy choć na chwilę jedna z dwóch szyb pozostanie uchylona... ONA wywietrzy okazję i przemocą wydrze się na zewnątrz. [jakie szczęście, że pod terrarium jest jeszcze szersza półka...].
Luvka, jak każda 'niemal-nastolatka' próbuje robić rodzicom na złość. Buszuje po terrarium, gdy ktoś o bladym świcie nieroztropnie przemknie przed jej pokojem. Gdyby potrafiła, wspięłaby się pewnie na sufit... Na szczęście wciąż jest na to za krótka.
Gdy Luvka widzi dłoń, myśli o jedzeniu. Jednak samej dłoni nie ugryzie. To napawa jej przyszywaną matkę i męża tejże optymizmem.
Może nie jest jeszcze całkiem zbuntowanym żółwiem?
Może kiedyś przestanie otwierać sobie szyby i wyskakiwać na półkę?
Niezależnie od tego, co kryje w sobie przyszłość... Luvka zawsze będzie z nami. Nawet jeśli będzie gamoniem, kochać ją będziemy.