Drodzy moi,
Każdemu z nas zależy chyba na tym, by żółwie dostawały różne rośliny do jedzenia, aby dieta była zróżnicowana, bogata w wiele składników.
Mój Kapsel zawsze był wybredny, a ja nie walczyłam z nim zbytnio, bo był taki leciutki i malutki, ciągle chorował i był osłabiony. Wolałam, aby był najedzony. Może to był błąd? Może gdyby od początku dostawał przeróżne rośliny, to też inaczej by się potoczyła jego historia?
W każdym razie na działce udało mi się przekonać moje żółwie do wyki, wiesiołka, podbiału, powoju...dość dużo, ale może też jest tak, że akurat te rośliny są wyjątkowo smaczne, jak mlecze, gdyż jadły je bez wybrzydzania.
Tak naprawdę dieta moich żółwi składała się z:
mlecza, koniczyny, babki, prosieniczka, powoju, wiesiołka...niby sporo, ale stwierdziłam, że fajnie by było, gdyby jadały jeszcze inne rośliny, jest przecież tak dużo jadalnych roślinek na łąkach.
Zatem zaserwowałam im dzisiaj: stokrotkę, gwiazdnicę, żółtolicę drobnokwiatową, akację, troszkę mlecza i troszkę koniczyny. EFEKT: "FUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUJ"- niemalże słyszałam jak to mówiły

. Kapsel poszedł wspinać się na kwiatek, Rambo poszedł pod korzeń, Pestka pod lampę. Widzę, że są głodne i serce boli- mogłabym przecież dać im zaraz jakieś smakołyki. Ale czy powinnam? Czy przekonywanie takich maluchów do nowości za pomocą przegłodzenia jest właściwe? Mają w terra dużo zielska, ale ani myślą go tknąć!
Co robić? Bardzo proszę o rady...