Tuptuś lubi sie wspinać. Podczas przechadzek po wybiegu obchodzi uważnie z każdej strony i zagląda na wszelkie murki, następnie wybiera jedno miejsce (zwykle narożnik) i pnie sie po pionowej i wyższej kilka razy od niego ścianie (to jest wiara w siebie
). Pnie się tak zawzięcie, że po chwili stoi zupełnie pionowo na tylnych łapkach ale wciąż kombinuje jakby tu się podwyższyć, więc zapiera się przednimi łapkami w ścianę i staje na jednej tylnej łapce a drugą macha w powietrzu niczym akrobata, próbując wymacać coś o co podeprze się bardziej.
Nagle... jeden nieopatrzny ruch, jeden moment i oj... Tuptuś traci równowagę i bach... leci do tyłu lądując na "plecach". Teraz biedak ma dopiero problem, podnieść się musi a tu już organizm wyczerpany akrobacjami na ścianie, więc zaczyna intensywnie machać wszystkimi łapkami zapierając się o podłoże, szukając czegoś od czego mógłby się odepchnąć, pomaga sobie głową, chwilka odpoczynku i kolejna próba. tym razem Tuptuś już prawie się obrócił na bok ale brakło kilku milimetrów, znów odpoczynek. Kolejna próba, tym razem odbicie było mocniejsze, Tuptuś chwieje się już na boku i nareszcie go przeważyło, pada na plastron - SUKCESSSS !!!
Teraz leży zadyszany, zmęczony ale pełen satysfakcji... ale wcale nie zniechęcony, odzyska siłę i kolejna próba zdobycia murka...