Nastał spokój , nic się nie dzieje...oby ta chwila trwała jak najdłużej. Nie ma nagłych szarpnięć , zimna , i tych dziwnych zapachów...wreszcie spokój, gdyby nie ta noga , mógłbym czuć się jak w swojej norze...chcę spać , nic nie czuć ,tylko spać...
Nie wiem jak długo było mi tak dobrze , ale już czuję ,że coś się zmienia, ktoś tu jest...
*
To najgorsze moje dni... Zawsze kiedy ten ,,pierwszy" dzień nadchodzi staram się do niego przygotować , myśleć ,że to tylko praca ,że robię co mogę ...,że przecież to nie ja jestem winien, ale zawsze kiedy muszę to robić jest mi tak ciężko, widzę to wszystko z bliska i wiem ,że uczestniczę w czymś złym...Dziś będzie tak samo...
Wchodzę na zaplecze i już je czuję , ten dziwny zapach rozpoznam wszędzie, wiem ,że im bardziej natężony tym gorzej...
Jak zwykle worek leży pod ścianą, patrzę na niego i chciałbym stąd wyjść , udać ,że nic o tym nie wiem, że to nie moja sprawa, że to kto inny...Kraków to drogie miasto, szczególnie dla chłopaka ,który może liczyć tylko dla siebie...
Zaczynam zawsze tak samo, podgrzewam wodę ,szykuję miski... i worek na te ,które nie przeżyły...robię wszystko ,żeby jeszcze nie zajmować się workiem...
Potem, już pozostaje tylko jedno.
Otwieram i wyjmuję pierwszego, zrywam taśmę, oglądam pobieżnie i wkładam do miski, do tej niebieskiej, tu zmieści się ich prawie dziesięć, lezą w wodzie, rzadko który się poruszy, staram się na nie nie patrzec , teraz następna miska...
Ten pierwszy zawsze mnie zaskakuje, choćby był dwudziestym wyjętym , to dla mnie zawsze jest pierwszym...nie mogę się do tego przyzwyczaić ... wyglądają zawsze tak podobnie, zanim zerwę taśmę ...już wiem ,że trafi do miski zielonej , tej miski nie znoszę...stoi najbliżej drzwi.
Później już szybko następne, najgorsze mam za sobą...
Dziś w zielonej mam dziewięć , całkiem nieźle bo ostatnio było szesnaście, jak zwykle zmieniam im wodę i zaczynam się przyglądać reszcie , niektóre próbują reagować jak je podnoszę i myję ,ale większość nie ma sił aby jakoś mocniej reagować.
Po godzinie odmakania , te w lepszej formie ,próbują oddawać mocz , kiedy piją to już bardzo dobry znak...
Te które mogę przekładam do zagródki, to mój patent...tu mają dojść do siebie ,mój poprzednik trzymał je na betonie ,zagradzał część pomieszczenia dwoma zbitymi deskami i sprawę ich czasowego pobytu miał załatwioną...Moja zagródka to już inny świat...po pierwsze ma formę szafy bez pleców , na każdej półce , a jest ich pięć wkładam średnio dziesięć sztuk, po drugie stoi przystawiona do kaloryferów , najbardziej korzystają z tego te z dolnych półek, ale łudzę się ,że te z górnych też maja lepiej niż na podłodze. Trudno było przekonać szefa , do takiej inwestycji , ale jak powiedziałem ,że w takiej szafie będą zamykane drzwi i jakby ktoś obcy wszedł to nawet się nie domyśli co w niej jest , zmiękł i sam kupił materiały, tylko na lampy się nie zgodził dał tylko na jedną...no cóż to i tak postęp. Lampa każdego dnia grzeje inna półkę , nie można mieć wszystkiego. Dobrze chociaż ,że jak zobaczył siano nic nie powiedział...lepiej ,żeby w ogóle mało mówił.
No to pierwszą mam zapełnioną, teraz następna...
Dałbym sobie rękę obciąć, że temu zakrwawionemu w zielonej misce , nie wystawała jeszcze przed chwilą żadna łapa...a teraz proszę cała jedna...zobaczymy, może mam zwidy, człowiek czasem widzi to co chce widzieć.
*
Woda , tak mi jej brak, gdybym tylko mógł się napić, i ta noga ,znów to nieznośne pulsowanie, jakbym mógł choć ją wyprostować... tak jakoś mi ciepło , zupełnie inaczej niż przedtem , ależ boli... wyprostować , wyprostować ją jak najprędzej , ten ból ...taki inny , jakby kość tarła o kość, jeszcze trochę ... nie wiem skąd ta ulga ,ale jakby troszkę lżej , ciągle pulsuje ...
I do tego ta ciągła natrętna myśl o wodzie , dosłownie jakbym leżał w wodzie, dosłownie jak ostatnim razem...na wolności...
*
No proszę , okazuje się ,że ta krew to nie z pękniętej skorupy, jakiś inny żółw wykrwawił się na niego, jego szczęście ,że wyprostował tę łapę...pierwszy taki przypadek...ma chłopak fart. Zaraz się nim zajmiemy...
Po umyciu wygląda całkiem nieźle, teraz na sianko i pod lampę , zobaczymy , co z tego wyjdzie... trafił na najwyższą półkę może przyniesie mu szczęście...
Na dziś już koniec , pozostaje wrzucić zawartość zielonej miski do worka i zostawić przy drzwiach, szef nigdy nie mówił co z nimi robi , ale na śmietnik raczej nie wyrzuca...
Musze się śpieszyć bo się spóźnię na zajęcia...trochę za długo dzisiaj zeszło , a tu za nadgodziny raczej nic nie dostanę...
Zamykam drzwi i wracam do normalnego świata...kto by pomyślał...zobaczymy jak sobie da radę , byłby pierwszy ,który wyszedł z zielonej miski, trzeba się nim zając , ta łapa nie wyglądała dobrze...