Małgosia biła się z myślami. Żółw, policja, przemyt... o co tu chodzi? Wygląda na to, że coś jest nie tak. Przypominała sobie również dziwnego mężczyzną, który żółwia przyniósł i to że zachowywał się w sposób niebudzący zaufania, ale kto by przypuszczał? No i co teraz z tym zrobić? Wiedziała że czeka ją trudna rozmowa z mężem...
- Witaj jak tam w pracy?
- Mamy dużo zleceń ale wszytko ok.
- Wiesz muszę z tobą o czymś porozmawiać...
- Taaak?
- Byłam w sklepie zoologicznym, wiesz tam na rogu. Rozmawiałam z takim miłym panem na temet tego czego będzie potrzebował nasz żółw i w ogóle... i on mi powiedział że żółw może pochodzić z przemytu. Później poczytałam trochę w Internecie i zobacz... - Małgosia podała mężowi wydruk artykułu "Żółwie pod maską...". To straszne, w życiu nie pomyślałabym że na świecie dzieje się coś takiego.
Mąż stał osłupiały, przglądał artykuł...
- A skąd wiesz że nasz żółw może pochodzić z tego czarnego rynku?
- Bo powinien był mieć odpowiednie dokumenty, i w ogóle jak sobie przpomne tego człowieka... jakiś dziwny był, wiesz ten rozbiegany wzrok, ledwo przyszedł a już gdzieś się spieszył...
- I co teraz zrobimy? Jesteś pewna że to na pewno jest tak?
- Pan w sklepie zoologicznym powiedział że można to zgłosić na Policję.
- Jeśli trzeba to trzeba. Nie można pozwolić by taki oszust i złoczyńca nie poniósł konsekwencji... Idź na razie sama jutro rano, pewnie parę formularzy będziesz musiała wypełnić i tyle, formalność, nic więcej nie zrobimy.
*
Nazajutrz rano Małgosia stawiła się w pobliskim komisariacie.
- Dzień dobry Pani, słucham, o co chodzi?
- Dzień dobry. Chciałabym zgłosić oszustwo.
- To proszę do pok. 19 Tam są przyjmowane zawiadomienia. - powiedział policjant wskazujac drogę.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, poproszę o dowód osobisty i słucham Panią.
- Kila dni temu kupiliśmy z mężem żółwia dla naszego Jasia. Niestety podejrzewamy że nas oszukano i zwierzę pochodzi z przemytu.
- Hmmm... proszę poczekać, będę protokołował, poroszę mówić dalej.
- Właściwie nie wiem co mogłabym jeszcze powiedzieć. Za żółwia zapłaciłam 859 zł, początkowo cena umówiona była na 699 ale miała byc samica, a okazało się że to samiec.
- Kto Pani sprzedał żółwia? - padło pytanie.
- U mojego męża przychodzą różni ludzie do warsztatu. Raz mąż mówił swoim współpracownikom, że planujemy kupić dziecku żółwia i ktoś mu polecił jakiegoś... jak to określił "dystrybutora", no i tak mąż dostał telefon i się z tym gościem umówił. Przyszedł do nas jak mówiłam kilka dni temu z żółwiem, wziął pieniądze i tyle go widziałam. Nie przedstawił się...
- Ma Pani ten nr telefonu?
- Chyba tak..., proszę... oto on
- Była Pani karana?
- Ja? Co? Nie, nigdy... Właściwie to jestem pierwszy raz na policji.
- Rozumiem. Proszę opisać tego mężyczyznę...
- Wysoki, krótkie ciemne włosy, szeroka szyja...
- Proszę zobaczyć - podjął policjant gdy Małgosia się zacieła, wyjmując z szafy wielki segregator - okażę Pani kilka tablic. Proszę sobie przypomnieć i zastanowić się czy którys z nich to ten mężczyzna...
Małgosia długo wertowała zakurzone karty. Niektóre twarze wydawały się jej podobne ale nie rozpoznawała nikogo.
- Bo widzi Pani od pewnego czasu pracujemy nad pewną grupą i z tego co Pani mówi...
- Ach tak. Poznaję go to ten! - wykrzyknęła Małgosia na widok tego samego typa na jednej z kart. - Tak to na pewno on!
- O proszę! - policjant nie wydawał się zdziwiony.
- Znają Państwo jego nazwisko?
- Jeszcze nie ale pracujemy nad nim i paroma osobami z którymi współpracuje. Wie Pani to są niekiedy trudne, poszlakowe sprawy, ale będziemy działać, zresztą decyzję podejmie prokurator. Czy chciałaby pani coś dodać?
- Chyba nic więcej...
- Aha... możliwe że i Państwo usłyszycie zarzuty...
- Co? My? Jakie zarzuty? Przecież to nas oszukano... Z jakiegogo tytułu zarzuty dla nas? - Małgosia myślała że to żart.
- Paserstwo droga Pani... nabycie zwierząt pochodzących z przestępstwa, ale jak wspomianałem będziemy wyjaśniać tę sprawę, dostaną Państwo wezwania, zobaczymy jak prokurator zdecyduje. Na razie to wszytko. Proszę jeszcze o zapoznanie się z protokołem i o podpis.
Małgosia nie była w stanie już działać racjonalnie. Machinalnie podpisała protokół i wyszła tak zamyślona z budynku że omal nie wpadła pod samochód.
- Jak łazisz durna babo! - wrzasnął poirytowany kierowca.
Co za okropny dzień - pomyślała tylko.